Łączna liczba wyświetleń

piątek, 17 lutego 2012

do trzech razy sztuka??? nie u mnie :)

Tak pomyślałam, że napiszę Wam jak to było z moją rekonstrukcją. Tym co mnie znają nie muszę mówić, że jak coś się komuś ma pokomplikować to właśnie mnie :) Nie powiem, że mnie to nie wkurza ale czasem wynikają ciekawe sytuacje :)
A więc zaczęło się od tego że w lipcu 2009 r. jechałam do Warszawy (zapewne w odwiedziny, do Ani i reszty znajomych) no i poszłam na wizytę do doktora W. Wizyta spoko, wrażenie doktorek zrobił dobre. Pamiętam, że się umówiłam z Monią a na miejscu jeszcze poznałam Lidke :) Fajnie było choć niestety cierpiałam na syndrom dnia poprzedniego :D
Doktorek powiedział przybliżoną datę i miało to być za około 5 miesięcy. Dzięki koleżance z forum termin zdecydowanie się przyspieszył. Doris zrezygnowała z terminu i wpadła na wspaniały pomysł żebym wskoczyła na jej miejsce. No i się udało i już 27 września miałam się zgłosić na oddział. No nerwów było dużo, bo ja narkozy się boję i w ogóle jakoś tak ale radość chyba była większa. No bo w końcu będę mogła założyć normalny stanik, duży dekolt no i nie będę się musiała łapać za dekolt jak się schylam (choć tu muszę się przyznać bez bicia że rzadko to robiłam, a jak ktoś zobaczył to cóż mógł mi w cycki nie zaglądać :P ).
Nadchodziła piękna data. Pojechałam najpierw do Krakowa i stamtąd w sobotę koło południa miałam udać się do Warszawy. No ale.... i tu się zaczynają schody... nie byłabym sobą jak coś by się nie wydarzyło. W sobotę rano dostałam okres, a niestety nie wszyscy lekarze chcą w takiej sytuacji operować. No to bach telefon do doktorka no i decyzja że lepiej nie ryzykować i kazał dzwonić we wtorek po nowy termin. Tak też właśnie uczyniłam i dostałam termin na 16 listopada... Znowu czekanie było przede mną, a w tej materii to ja cierpliwa nie jestem.
No i 15 października tak napisałam na forum:Miałam przed chwilą telefon od Witwickiego że mają problemy z dostawą protez no i przesuwa mi termin rekonstrukcji. Jak w ciągu ośmu tygodni on nie zadzwoni to mam dzwonić do niego. Dupa dupa dupa!!!!!!!!!! A miałam mieć za miesiąc. A tak to jeszcze muszę czekać!!!!!!”
No i jak tu mieć zdrowe nerwy. Czekałam dalej, czy cierpliwie to nie pamiętam... Jak czytam na forum i przypominam sobie jak to było, natykam się na taki wpis zamieszczony 10 listopada: Huuuuuuraaaaaaaa!!!!!!!!!
Mam 16 listopada rekonstrukcje!!!!!!!!!!
Rozmawiałam z dr. W. i potwierdził termin!!!!!!!!!!!!
Jak że ja się cieszę!!!!!!!!!!!!!”
No więc pierwotny termin wrócił do łask. No i zaczęło się szykowanie i zaczęło buzować we mnie szczęście i energia. W końcu coś fajnego i ważnego dla mnie się działo. Pojechałam do stolicy do jak zwykle niezawodnej Ani :)
Późnym popołudniem wyruszyłyśmy do szpitala. Bo poszukiwaniach co i gdzie załatwić odziana w pidżamkę dotarłam na oddział. Pielęgniarki kazały czekać na łóżko bo akurat się zmieniały. Mówiłam Ani coby do domu poszła i nie czekała bo nie ma sensu, bo nie wiadomo ile to potrwa. Ania dzielnie czekała – i Bogu dzięki!!!
Pielęgniarki już tam coś zaczęły chyba spisywać jak na oddziale pojawiła się mój doktorek. No i kolejna wtopa.
no i dupadupa jak mawia klasyk ....

Magda wraca do domu !

już była w ogródku (w piżamce), już witała się z gąską (z dr. W, co prosto z trasy z Austrii do szpitala wpadł był) ...

by się dowiedzieć, że ... wypad ... nic z tego ...

dr W. oświadczył Madzi, że przyjąć Jej nie może,
bo "ewakuowali" (cokolwiek to znaczy) oddział kardiologii
i umieścili pacjentów kardio na ich OIOM-ie
a o co biega ... sam nie wie ...
A najlepsze że dostałam takiej głupawki że szok, tak się śmiałam że ciężko było mi przez telefon gadać :)
Z doktorem byłam umówiona że zadzwoni do mnie i wtedy poda mi termin.
Dostałam nowy termin, no ale przecież „do trzech razy sztuka” u mnie nie działa.....
1 grudzień taki o to wpis miałam: „Dziewczyny ja już nie mam siły!!!
Miała mieć tą rekonstrukcje 7 grudnia. No i już się pakuję bo we czwartek mam kontrolke a potem miałam jechać do Warszawy. No i jakąś godzinę temu dostałam telefon od doktora W. Szpital zamknięty zakaz odwiedzin, przyjęć i wykonywania operacji. Pier.... świńska grypa. A dziś mówiłam przyjaciółce że bardziej niż operacją to się stresuję czy nie dopadnie szpitala ta parszywa grypa.
Ja już nie wiem czy dane jest mi mieć tą rekonstrukcję czy nie. Doktorek kazał dzwonić (jeśli się nie rozmyślę) we wtorek.
Już nie mam siły................................”
No i czy ktoś wie jak w takiej sytuacji być zdrowym na umyśle????
Umówiłam się znowu z doktorkiem. Ten rok już odpuściłam i wzięłam pierwszy wolny termin w Nowym Roku :))) I tak zaraz po Sylwestrze pędziłam do Warszawy i 3 stycznia zainstalowałam się na oddziale.... No i tu już nie było niespodzianek. Operacja poszła szybciutko, spać potem jak zwykle nie mogłam...
I doczekałam się nowego pięknego cycka. Mimo tych przebojów, bólu (bo bolało) jestem szczęśliwa, że nie poddałam się przeciwnością że nie odpuściłam i że doprowadziłam do końca.
Bo jakaż jest radość z kupowania normalnych staników............
Wcześniej wklejałam fotki, no ale teraz to chyba nie bo jeszcze mnie posądzą o pornografię :D

Tak myślę, że może następnym razem opiszę jakieś Wysowskie spotkanko?? Marylka by mi pomogła hihihiiii

5 komentarzy:

  1. Nieustająco zazdroszczę. Odwagi. Ze mnie cykor i tyle ;(

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też zazdroszczę...ale tez nigdzie się nie wybieram...
    A co do opowieści wysowskich...pisz Madziu pisz....
    cenzury nie trzeba ? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. eee Dani jaka odwaga??? wygoda kochana wygoda!!! więc bądź cykorem!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Marylka prześlę do ocenzurowania tekst i fotki jak już coś stworzę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Magda... cóż ja Ci więcej tu napiszę jak już napisałam... ;)))
    Jesteś szurnięta! Kochana, pozytywnie zakręcona Kobita!
    I dajesz mi taką energię, że tego nie da się opisać! :) I nie wiem czemu, nie wyjaśnię :))

    I przez Ciebie chcę do Pani Marylki, do Wysowej i koni!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń