Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 9 grudnia 2013

dalej czekam

Tydzień miną. Dużo telefonów i nerwów. Oj trochę czasu zeszło zanim cokolwiek zaczęło się dziać żeby wszystko wyjaśnić. We wtorek usiłowałam się dodzwonić do Warszawy do doktorka, który mnie operował (znaczy cycka robił). Niestety się nie udało. Z ogólnej rejestracji odesłali mnie pod inny numer – bo plastycy to już w innym budynki i inna numer mają. Tam dzwonię i nic, nikt nie raczył podnieść słuchawki. Dzwoniłan na sekretariat oddziału – to samo. Do doktorka dzwoniłam 2 razy i też nic.... Środa od rana znowu dzwoniłam i też oczywiście odesłali mnie pod inny numer... (już mnie to chyba nie zdziwiło). Jak w końcu udało mi się dodzwonić pod właściwy numer to się dowiedziałam, że terminy dopiero na kwiecień heheheee. Wyjaśniłam miłej pani co mi się stało i kazała dzwonić we wtorek do gabinetu jak doktor będzie przyjmował. Do doktorka też dzwoniłam i nic. Się w końcu wkurzyłam i napisałam sms-a (takiego dłuuuuugiego :P
W końcu oddzwonił i mówił coby jeszcze raz zobaczyć ten ostatni i wcześniejszy rezonans i powiedzieć, że mam dwukomorową wkładkę. Bo po co otwierać jak jednak jest dobrze (i tu mu rację przyznaję). No a jak jednak mam ten przeciek to będziemy wymieniać.
No i zaczęło się wydzwanianie do Krakowa coby się umówić do Pani doktor z obiema płytkami na konsultację.
No i byłam dzisiaj w Krakowie.
W instytucie zaskoczyli mnie baaardzo bo niecałą godzinę od zarejestrowania miałam płytkę w ręce. Przydybałam Panią doktor na korytarzu ale niestety nie miała czasu dziś na to spojrzeć. Kazała płytki zostawić i zadzwonić za tydzień. Napisały na płytce, że mam tą dwukomorową protezę.
No i czekam do następnego poniedziałku, choć powiem szczerze, ze już dziś się dowiem co i jak.
Ale poczekam... Nie denerwuję się, spokojna jestem i czekam na info. Powiem szczerze, że „wisi” mi jaka to będzie wiadomość. Jak nie ma przecieku to super a jak jest to trudno się wymieni i będzie dobrze.
Co ma być to będzie.
Pewnie bardziej zestresowana bym była gdybym miała jakieś dolegliwości. No może bardziej mi dokucza ręka i bok ale to już od jakiegoś czasu :)
Tak że czekam cierpliwie dalej.
A teraz to byle do Świąt!!!!! I trochę wolnego :)

Buźki dla czytaczy zostawiam :*

poniedziałek, 2 grudnia 2013

zawsze coś...

Weekend był bardzo intensywny :)
Cała sobota spędzona na turnieju piłki nożnej w Wieliczce z młodszym siostrzeńcem :)
A niedziela.... oj tu się działo....
Rano brałam udział w sesji zdjęciowej. Pomagałam młodej studentce z ASP z Warszawy :) Aż sama jestem ciekawa co z tego wyjdzie, bo widziałam tylko jedno zdjęcie :). A część zdjęć to na kliszy jest :)
Zabawa była fajna i ponoć fotogeniczna jestem :) i jeszcze się dowiedziałam że dobrze by się mnie rysowało hihihiiii Się człowiek cały czas czegoś nowego dowiaduje :)
Fotografka bardzo zadowolona więc chyba nie będzie źle :)
Wieczorkiem odwiedziny u kumpeli, czerwone winko i kupa śmiechu...
No i przyszedł dzień dzisiejszy i ba początku było bardzo miło ale potem się skończyło....
Zadzwoniłam rano do szefa, żeby dopytać się co z robotą poszło do przodu :)
W Instytucie Onkologi baaaardzo szybko weszłam do gabinetu (jeszcze nigdy tak szybko nie byłam przyjęta).
Odbierałam wyniki z rezonansu i generalnie jest dobrze, ale.... właśnie zawsze musi być „ale”
Okazało się, że najprawdopodobniej mam wyciek z protezy. I się trochę zdenerwowałam. Jutro dzwonię do Warszawy, do przychodni. Powiem co i jak i ciekawe jaki dostanę termin na konsultację. Jak będzie jakiś kosmiczny to będę dzwonić do doktorka na komórkę.
Boję się, że znowu będę musiała iść pod nóż....
Zastanawiam się czy mam jakieś dolegliwości czy coś się zmieniło nasiliło ostatnio... I nie wiem.

No nic pożyjemy zobaczymy i co ma być to będzie...........

poniedziałek, 25 listopada 2013

odbieram wyniki :)))

Chwilkę mnie nie było. Zbieram się i zbieram ale wena sobie poleciała chyba gdzieś.
U mnie dalej dzień za dniem... Pomału odbieram wyniki badań i póki co wszystko jest w porządeczku :)
Za tydzień jadę odebrać wyniki z rezonansu. Do zrobienia mam jeszcze RTG płuc, miednicy i kręgosłupa lędźwiowego (noga mnie dziwnie boli). No cóż liczę że płucka są w porządku a co do kręgosłupa to cóż.... wiem że z lekka kopnięty to on jest. Muszę się w końcu zmobilizować i na basen zacząć chodzić, znaczy pływać a nie tylko spacerek na basen :P
Długi weekend spędziłam w Tarnobrzegu i było fajnie :)
Potem Kraków i tu już nie tak do końca, bo się wyleżałam w tubie i myślałam, że oszaleję. Chyba nigdy się do tego nie przyzwyczaję.
Po badaniach szybciutko pojechałam do siostry po bagaże a potem szybciutko na spotkanie odnośnie raka piersi na spotkanie z młodymi dziewczynami. Była Pani doktor i ja jeszcze namówiłam koleżankę cobym zbytnio zagubiona się nie czuła :)
Spotkanie fajne, dawno na żadnym nie byłam coby opowiadać o sobie. Brakowało mi trochę tego, ze można uświadamiać i dawać przykład sobą, że wstrętną gadzinę można przegnać. Powinno być więcej takich akcji uświadamiających, gdzie dziewczyny mogą spotkać się z tym problemem, mogą porozmawiać i zadawać pytania.
Po urlopie do pracy na 2 dni i weekend :) takie pracujące tygodnie to ja mogę mieć :) Wesoło było :)
W piątek byłam na masażu ręki bo coś mi fiksuje ostatnio. Godzina drenażu i boskie uczucie.... Mogłabym tak codziennie :P A jeszcze jakby dołożyć do tego masaż kręgosłupa to już w ogóle....
Teraz byle do piątku i znowu kierunek Kraków :)
A potem jeszcze chwilkę i Święta i Sylwester... i na liczniku rok więcej – to mi się akurat trochę nie podoba. Ostatnio jak w pracy kolegom się przyznałam że mi bliżej do 40 niż 30 (no w końcu powiedziałam jaki mam przebieg) to się lekko zdziwili heheheee Nie wiem czy faktycznie tak młodo wyglądam czy byli mili hihihiii (wolę wierzyć w to pierwsze oczywiście :P )
Z humorkiem ostatnio trochę lepiej. Nie ma to jak wzloty i upadki :P
Wyobrażam sobie, że znowu wdrapuję się na szczyt a tam znajdę szczęście i spokój (albo raczej staram się o tym myśleć jak najczęściej).
Tak, że generalnie nie jest najgorzej i oby tak dalej.

A teraz byle do Świąt!!!!!!

niedziela, 3 listopada 2013

refleksyjnie....

Dzień za dniem, tydzień za tygodniem.... i tak leci ten czas.
Ostatnio z humorem u mnie kiepskawo, niestety. Ale już w piątek wybywam z domu więc mam nadzieję, ze będzie lepiej. Najpierw Tarnobrzeg a potem Kraków i rezonans.
Humor kiepski i jakoś się czuję nie najlepiej. Pewnie przez ten humor wszystko mnie drażni, mam wrażenie że wszystko mnie boli i że coś złego się dzieje. Tak wiem wiem … nie myśleć o tym.
Coś na pewno się dzieje z moją ręką :( Podpuchniętą mam nad łokciem i boli. Muszę znaleźć masażystę co się porządnie zajmie moją ręką. Namiary już dostałam więc będę jutro pewnie dzwonić i się dowiadywać.
1 listopada... ciężki dzień..... Groby, znicze i wspomnienia.
Myślałam o dziewczynach, o Monice, Edzi, Izie, Magdzie (nawet dwóch), Renacie i innych które znałam wirtualnie i nie tylko.......... Oj ciężkie to wszystko.... A najgorsze w tym wszystkim jest to, że zastanawiam się jak mnie by wspominali, że widzę jak bliscy stoją nad moim grobem.... Dawno już mnie takie myśli nie nawiedzały.... Cóż, życie........

Ale niedawno byłam w Wysowej. Był Hubertus i była cudowna pogoda......... I cudowna imprezka...

Opisywać nie będę tylko wkleję kilka fotek :)












wtorek, 15 października 2013

...

Zbieram się, żeby skrobnąć coś ale trochę ciężko.
Z jednej strony chciałabym tyle napisać a z drugiej strony to nie bardzo wiem co. Nie chcę cały czas marudzić. Sama siebie marudnej mam dość... Muszę znaleźć w sobie siłę na przezwyciężenia tej chandry, niemocy....
Do mnie idealnie pasuje: chciałabym a boję się i jeszcze leń jestem...
Dupa wołowa ze mnie....
A tak przez chwilę już było fajnie, już się jakoś pozbierałam, wydawało mi ze już jest dobrze, że już wychodzę na prostą …

Kaszlę dalej :( rezonans przeniesiony na 13 listopada. Czyli znowu wizyta w Krakowie. Niby fajnie bo Kraków lubię. Wcześniej pewnie przedłużony weekend u Przyjaciółki a prosto od niej do Krakowa.
I tak leci dzień za dniem... czasem za szybko, czasem za wolno...

Jeśli ktoś tam nade mną czuwa to niech mi ześle coś (kogoś) co mnie postawi na nogi i pomoże znowu w pełni cieszyć się życiem.

wtorek, 8 października 2013

trochę mi smutno :(

Czas leci …. dopiero co się lato zaczynało a za oknem już jesień ....
Dzień za dniem mija szybko, za szybko.
Weekendy czasem mijają prawie niezauważone.
Weekend w Wysowej był udany :) Jak zwykle zakupy biżuteryjne zrobiłam :) (bo ja to sroczka na biżuterię jestem, zwłaszcza taką ekologiczną heheheee)
Ale najważniejszy punkt wizyty w Wysowej udał się w 100%. Niespodzianka się udała. Znaczy niespodzianka urodzinowa. Kochana M. nic a nic się nie domyślała i zaskoczona była jak tort urodzinowy zobaczyła hihihiii. Fajnie było jak zwykle :)
Przyjechałam tylko przeziębiona i już mnie trzyma drugi tydzień. Weekend w domu nie pomógł. A za pasem następny termin rezonansu i chyba znowu się odroczy no bo jak smarkająca i kaszląca wjadę do tuby :(
I znowu trzeba będzie czekać miesiąc. Ale cóż, jak mus to mus.
Przez ostatnie dwa dni pogoda jest piękna, popołudniu cieplutko, słoneczko świeci a ja tylko praca – dom, żeby się wykurować. Wiem, że powinnam iść do lekarza, ale jak zwykle nawał pracy. Tak wiem powinnam dbać o siebie itd. itp....
Poszłam sobie dziś do pracy w niedawno nabytej ładnej sukieneczce, żeby sobie poprawić humor bo od paru dni jakoś mi tak ni jak...
Znowu mnie naszła tęsknota za kimś obok, za czułością, delikatnością, miłością... (za czym więcej nie napiszę bo to publiczne :D )
Tęsknię, tęsknię, tęsknię.... a przez chwilkę już było w miarę dobrze, humorek był, wiara w lepsze jutro była i znowu gdzieś to wszystko uleciało ze mnie. Mam nadzieję, że to chwilowe, że zaraz wróci. Wiem, że życie jest nieprzewidywalne, zaskakujące (o czym miałam się okazję nie raz przekonać).
Staram się sama siebie przekonać, że raz jest lepiej, raz jest gorzej ale zawsze trzeba przeć do przodu. Fajnie się to mówi ale ciężej wcielić to w życie.
No nic pożyjemy zobaczymy....
Mam tylko nadzieję, że tych życiowych niespodzianek więcej będzie tych miłych, przyjemnych i sympatycznych...
Idę pod kocyk się grzać (sama, buuu) tak wiem monotematyczna jestem, przepraszam.
Może znowu muszę się wypłakać, bo to pomaga może na chwilkę ale pomaga....

Pozdrawiam wszystkich :) 

czwartek, 26 września 2013

Sierotka Madzia :)

Sierotka Madzia miała mieć w poniedziałek w Krakowie w IO badanie – rezonans cycków. No właśnie miała mieć, ale nie miała i zrobiła sobie wycieczkę :) (kosztowną wycieczkę).
Jak się zgłosiłam na badanie to się okazał, że przez wybryk mojego organizmu niestety RMI nie będzie (byłam w złym momencie cyklu). I jeszcze się mi dostało po uszach, że nie zadzwoniłam. Fakt przeszło mi przez głowę, żeby zadzwonić i się dopytać ale jakoś tak....... I po raz kolejny wyszło, że mam słuchać intuicji :)
Że tak powiem wyjazd był całkiem całkiem udany dla mojego samopoczucia, ale nie dla kieszeni :)
No poszalałam trochę po sklepach ale jak się ciężko pracowało na dodatkową kasę to mogę wydać na siebie :)
Frajda zakupowa była fajna ale umęczona potem byłam że hej.... Ale jest kurtka, są buty, sweterek, pulowerek i jeszcze kilka innych rzeczy :)
Wtorek praca a we środę wyjazd w teren (no nie dokładnie w teren ale w objazd po urzędach). I z „wycieczki” przywiozłam sobie robotę... 10,5 kg pomidorów...... Nie ma to jak sandomierska giełda :)))
No i pomidorów dużo, czasu mało bo weekend w Wysowej :) Z części już przecier zrobiłam, jutro pewnie dorobię a z reszty będę po weekendzie robić sos słodko – kwaśny. Próbowałam już sosu z tego przepisu i jest pycha...
A tak jeśli chodzi o przetwory to ja tylko pomidorowe robię hihihiii
I tak siedzę sobie i nastawiam się na weekend w Wysowej coby znowu się podładować i zebrać siły na walkę z pomidorami :)
Humorek dalej dopisuje więc nie jest źle :))

Buźki dla czytaczy, podglądaczy zostawiam :*

poniedziałek, 16 września 2013

dziś z uśmiechem :)

No więc dzisiaj trochę inaczej :) A jak inaczej niż ostatnio to znaczy z uśmiechem :)
A więc mam wielkie, ogromne postanowienie: będę szczęśliwa na przekór wszystkim i wszystkiemu....
Weekend w Wysowej jak zwykle mnie naładował, nakierował moje myślenie na właściwe tory. Jak ja uwielbiam tam jeździć.... Spotkania z domownikami i znajomymi w cudownej atmosferze... to zawsze dobrze na mnie działało i działa dalej. No czyli kolejny przykład, że stadne zwierzę ze mnie :)
I jeszcze poznałam takiego fajnego kolegę :P taki maluch 14-to miesięczny ale cudny i on też mnie naładował hihihiii. Uwielbiam maluchy. Zresztą dzieciaków było więcej bo sztuk 5 :) a ja za dobrą rozrabiającą ciocię robiłam.
No i aparat poszedł w ruch i mój nowy kolega ma dużo fajnych fotek :)
I jeszcze dziś zostałam pochwalona w pracy – znaczy nie tyle w firmie tylko przez zleceniodawcę, że mu się dobrze ze mną współpracuje i to też mnie podbudowało (zwłaszcza, że ostatnio przez jedną osobę zaczęłam wątpić w umiejętność współpracy z innymi).
Oj siedzę dziś uśmiechnięta i jakoś taka lekka jestem. I owszem przechodzą mi przez głowę myśli o exsie ale jakoś przynajmniej teraz mnie nie wciskają w krzesło. Czyli znaczy idzie ku dobremu.
Świat jest piękny a ja o tym zapomniałam na chwilę.
Jakbym znowu zaczęła za długo marudzić to weźcie porządnego kija i walnijcie mnie w głowę i tyłek!
A więc trzymajcie za mnie kciuki, żebym jak najmniej dołków i upadków miała.

No to zaczynam wspinaczkę na szczyt....

środa, 11 września 2013

ot takie przemyślenia....

Siedzę myślę i chyba za dużo myślę.
Dużo różnych rzeczy kołacze mi się w głowie. Zastanawiam się nad tym wszystkim co się dzieje... niestety jeszcze nie potrafię dojść do ładu sama z sobą a chyba muszę żeby iść dalej, iść do przodu z uśmiechem.
Ostatnio rozmawiałam na czacie ze znajomymi z liceum. I życie jest dziwne. Cały czas myślałam, że byłam szarą myszką przez nikogo nie zauważaną, tolerowaną, nie byłam przebojowa, nie błyszczałam w towarzystwie. A tu się okazuje, że jednak byłam zauważana i lubiana. Hmmmm życie jest dziwne. Byłam a może dalej jestem postrzegana inaczej niż mi się wydaje. Dziwne to jest... dowiedziałam się ciekawych i miłych rzeczy.
Chyba muszę zacząć myśleć o sobie inaczej niż do tej pory, ale czy dam radę?
Tak wiem, wiem powtarzacie mi to często ale to nie jest proste.
Może faktycznie jest we mnie to coś.... Jak tak ostatnio myślałam o tym wszystkim to może faktycznie coś w tym jest. Przypomniałam sobie studia :) Dawne dzieje hihihiiii
Nie wiem czemu ale przez prowadzących zawsze byłam zapamiętywana mimo że nie błyszczałam wiedzą i nie byłam też tumanem (chyba :P ) ot taka myszka szara co nie chce się rzucać w oczy. Ale babeczki raczej mnie nie zapamiętywały ale faceci owszem. Tak patrząc z perspektywy czasu było to miłe. A teraz??? Jest różnie. Wiem, że jak idę ulicą i jestem wyprostowana i uśmiechnięta to ludzie zwracają na mnie uwagę (choć dalej twierdzę że nie ma na czym oka zawiesić). Obiecuję sobie, że tak będę chodzić po ulicy ale czasem ciężko, ale muszę muszę się nawet zmuszać....
Matko kochana ale chaos się wdarł w te moje wypociny. Nigdy nie byłam dobra w pisaniu i zbieraniu myśli heheheee za co bardzo gorąco przepraszam :)
Aaaa i jeszcze mi się przypomniało co mi siostra ostatnio powiedziała, że w tym wszystkim co się dzieje w moim życiu potrafię dojrzeć jasną stronę, potrafię się uśmiechnąć. Taaa ona do końca nie wie co we mnie siedzi. Tak do końca co jest w mojej głowie to może dwie osoby wiedzą (i one wiedzą które to i buziaki przesyłam – jedna wiem że czyta a druga to nie wiem hihihiii). Nawet tu do końca nie potrafię napisać wszystkiego co mnie gryzie i nurtuje. Przelewanie na „papier” wychodzi mi lepiej niż mówienie.
Jeszcze masę myśli kłębi mi się w głowie ale póki co niech jeszcze posiedzą.
Jejuuu ale pomarudziłam, popisałam głupoty czasem nietrzymające się kupy... ale cóż taka jestem i inna chyba nie będę.

Muszę sobie tylko codziennie powtarzać i tłuc do tej mojej łepetyny: uśmiechaj się, uśmiechaj się, uśmiechaj się......

poniedziałek, 9 września 2013

nie mam pomysłu na tytuł :)

Obiecałam sobie, że będę częściej pisać... no cóż jak zwykle obiecuję sobie coś i lipa...
Wakacje się już skończyły, choć jak to mówiłam nie wiem co to są wakacje bo nie mam dzieci.
Pogoda coraz brzydsza, szaro buro i ponuro czyli jak w moim sercu i mojej głowie.
Zastanawiam się czy kiedyś, może nie tak nie czy kiedyś ale kiedy zacznę znowu cieszyć się życiem, a przede wszystkim myśleć o nim i tęsknić... Wrrrrrrrrr zła jestem na siebie o to.... tak bardzo bym chciała ciachnąć grubą krechę i zapomnieć (może nie do końca zapomnieć... o zapomnieć o bólu i złamanym sercu). Ehhhhhhh
Jeszcze łzy mi się kręcą w oku, jeszcze serce nieposklejane.
Jejuuu chciałabym ale ciężko jak cholera. Siedzę i myślę... masochistka ze mnie chyba.

A tak z milszych rzeczy to sierpniowy długi weekend spędziłam u przyjaciółki i jej rodzinki i było fajnie. Wczoraj też się widzieliśmy w Rzeszowie. Hmmm jak Rzeszów to m.in. zakupy :))))
No humorek trochę poprawiony :)
W piątek zaczęłam poprawiać sobie samopoczucie od wizyty u fryzjera. Zasiadłam na fotelu i powiedziałam, że szalejemy z cięciem (a że włosy mam krótkie więc dużego wyboru nie ma) i kolorem. No i mam pomarańczowe włosy hihihiiiii. W niedzielę zakupy więc humor też trochę poprawiony, ale jak tak dalej pójdzie to zbankrutuję.
I była jeszcze zaliczona wystawa klocków lego. Mówię Wam świetna sprawa.... Radocha dla dzieci i dorosłych :) I jeszcze zaliczyłam przedstawienie dla dzieci :) i wyniosłam z tego motto (jedno z wielu) „jestem gruba, jestem piękna”
No bo prawda jest że mam trochę za dużo tu i tam... i że jestem piękna – no bo dla kogoś w końcu muszę być piękna :)
A teraz muszę się zbierać w sobie, wstawać na nogi, ale to tak ciężko, cholernie ciężko...... Oj żeby znalazło się obok jakieś męskie ramie które pomoże mi się podnieść i znowu uwierzyć w siebie, pozbyć się kompleksów i być szczęśliwą.
Jedni mówią żeby szukać miłości, że szczęściu trzeba pomóc, a inni że miłość przychodzi sama, że im bardziej się szuka to ona się chowa.... I jest jakiś mądry co powie mi które jest prawdą?

Buźki przesyłam dla moich wytrwałych czytaczy ;)

wtorek, 30 lipca 2013

siedzę, myślę, tęsknię...

Dalej ciężko mi się pozbierać. Chyba nawet się cofnęłam do punktu wyjścia. Pracy mniej a co za tym idzie więcej czasu na myślenie. Złość na opadła i teraz chyba dociera do mnie to wszystko :( Tęsknota, tęsknota, tęsknota...........
Tęsknię za nim, myślę o nim.... Mam nadzieję, że z czasem wszystko się wyciszy, minie. Najgorsze są wieczory. Takie puste i samotne. Tęsknię za przytuleniem, za buziakiem, za obudzeniem się obok...
Smutno mi jak patrzę na szczęśliwe pary, na kobiety w ciąży bo mam wrażenie, że to nie dla mnie, że moje szczęście się rozpłynęło, odeszło gdzieś daleko.
Tak wiem, ze nie powinnam tak myśleć, że powinnam sobie powtarzać, że będę szczęśliwa, że to co się stało doprowadzi do czegoś innego może lepszego. Może tak będzie, nie wiem. Póki co nie stać mnie na to.
Jestem zwierzęciem stadnym i chyba nie umiem żyć w pojedynkę. Może powinnam się udać do psychologa albo na jakieś warsztaty z pracy nad sobą i jak myśleć pozytywnie. Póki co niestety katuję się ciągłym myśleniem o tym co było i jak mogło być. Głupia jestem....
Teraz czekam 2 tygodnie i pojadę na parę dni do przyjaciółki. Będzie fajnie, coś się będzie działo a jak zrobi mi się smutno to wiem, ze poda mi rękaw żebym się wypłakała.
Próbuję też pozmieniać coś w mieszkaniu, żeby było inaczej. Czy to coś da? Nie wiem, może choć trochę. A teraz póki co siedzę i tęsknię za nim, za szczęściem, za miłością, za byciem kochaną...
Niech to minie.
Przytulcie kropka :)
Przepraszam za marudzenie ale jeszcze mnie trzyma i muszę pomarudzić.

Buziaki dla wytrwałych czytaczy :*

poniedziałek, 15 lipca 2013

usiłuję żyć dalej....

Mam dziś parszywy dzień.... W ogóle ostatnio mam kiepski humor. Znowu zaczęłam dużo myśleć o tym co się ostatnio działo w moim życiu. Czy ja się kiedyś otrząsnę, czy serce przestanie mnie boleć, czy przestanę tęsknić???
Siedzę i myślę jak ubrać w słowa to co we mnie siedzi? Jak napisać to co czuję? Jak napisać czego się boję? Wiem najlepiej prosto z mostu... ale tyle myśli, tyle rzeczy kotłuje się w mojej głowie, że nie umiem jeszcze tego poukładać, za duży chaos......
Tak wiem, niektórzy stwierdzą że jestem głupia, marudna, że się mazgaję, że tak nie można, że jak się nie ogarnę to się ludzie ode mnie odwrócą. Trudno..... wiem, że mam takich przyjaciół, którzy będą stać obok mnie, że wysłuchają, że przytulą a czasem i w łeb dadzą i kopa w tyłek też. I kocham ich za to!

A teraz trochę coś optymistycznego. Byłam na urlopie, całe 5 dni. Zdecydowanie za krótko. Ale i tak było cudownie! W cudownym miejscu z cudownymi ludźmi w cudownej atmosferze. Czyli mogłam być tylko i wyłącznie w Wysowej :)
Kilka dni spędzone z przyjaciółmi. Były wycieczki i wieczory z piwkiem. Było fajnie ale zdecydowanie za krótko.

Wrzucę kilka fotek żeby pokazać gdzie się podziewałam.
Zamek w Starej Lubovni

Widok z zamku

Widzicie ducha w wycince lasu?





Widok na Tatry


pokaz sokolnika

A to już z wycieczki rowerowej po okolicach Wysowej





A to już na Górze Parkowej w Krynicy

Fotka z kolejki

Wysowa

Fontanna w Parku w Wysowej

sobota, 22 czerwca 2013

coś się skończyło i mam nadzieję że coś się zacznie

No i niestety nie dotrzymałam obietnicy :(
Obiecałam, że będę częściej pisać i kicha...
Od jakiegoś czasu nosiłam się żeby skrobnąć coś, żeby wyrzucić z siebie złe emocje ale jakoś nie mogłam.
Ostatni mój wpis jest ze styczna a to baaardzo dawno. Przez ten czas bardzo dużo rzeczy się zdarzyło. Dobrych i złych.
Tak mniej więcej do Świąt Wielkanocnych wszystko było w miarę dobrze. A potem wszystko zaczęło się sypać.........
Nie będę pisać szczegółów bo i po co.
No cóż znowu jestem sama :(((
Wszystko się poplątało i poszło nie tak.
Teraz już po prawie 3 miesiącach dalej usiłuję składać się do kupy. Muszę żyć dalej. Łatwo mi pisać i mówić, ze tak się zdarza i muszę dalej żyć ale ciężej wprowadzić to wszystko w życie, wierzyć w słowa.
I jak się sypie to na każdym kroku: praca, życie osobiste....
W pracy też ciężko nawet bardzo ciężko. Ale gdyby nie praca to pewnie wylądowałabym w wariatkowie.
Zmęczona jestem i fizycznie i psychicznie. Czasem ledwie trzymam się na nogach, ale mam nadzieję że to już końcówka tej harówy.
Nie wiem co jeszcze napisać, jeszcze potrzebuję trochę czasu. Jeszcze czasem płaczę, ale nie codziennie. Jeszcze chodzę smutna, ale uśmiecham się już trochę częściej.
Muszę się pozbierać, poskładać i zająć się sobą, zacząć wychodzić między ludzi.
Pomału mam nadzieję, że wyjdę na prostą.
Cały czas tłucze mi się po głowie pytanie czy jeszcze kiedyś będę szczęśliwa, czy będę miała swoją rodzinę, czy ktoś mnie pokocha.... Wszyscy mi mówią, ze gdzieś czeka na mnie ten odpowiedni ale gdzie? Tyle lat byłam sama, tyle lat czekałam i myślałam, że znalazłam.... Ale widać życie jest przewrotne. Może i znajdę ale ciężko mi w to wierzyć.
Muszę uwierzyć w siebie, uwierzyć że jestem wyjątkowa, porozumieć się ze swoją głową i swoim sercem. Ale to jest trudne, wymaga pracy nad sobą a w tym nigdy nie byłam dobra. Ale muszę, muszę i jeszcze raz muszę!

Proszę potrzymajcie za mnie kciuki!

sobota, 19 stycznia 2013

Nowy Rok....


No trochę zaniedbałam pisanie....
Popatrzyłam kiedy pisałam ostatni raz... dawno. Prawie dwa miesiące. Przez ten czas trochę się działo.
Święta na szczęście spędziliśmy razem, razem też przywitaliśmy Nowy Rok. Co prawda moja połówka przyjechała przed samymi Świętami, ale przyjechał. Cieszyłam się bardzo, zresztą przypuszczam, ze nie tylko ja :)
Święta były miłe i przyjemne no bo jak inaczej. Choć i zgrzyty były, no bo przecież takie jest życie prawda? No bo nie zawsze będzie kolorowo i cukierkowo. Ale to chyba dobrze, bo byłoby nudno. Choć nie powiem niektórych spięć wolałabym uniknąć. Życie jest takie, ze nie da się cały czas w 100% zadowalać drugiej osoby i pozostać w zgodzie z samym sobą.
Sylwester też był był bardzo miły i przyjemny bo spędzony w gronie przyjaciół. Kilka dni spędzonych w Tarnobrzegu naładowało, rozluźniło i rozweseliło. Spacerki we dwoje a czasem i w sześcioro... Miła atmosferka i radość dzieciaków... Szkoda, że nie widujemy się częściej, ale przecież cieszę się, że i tak się spotykam z przyjaciółką a nie tylko telefon czy skype.
Teraz znowu czekam na przyjazd połówki. Już niedługo, jeszcze kilka dni. I znowu przez chwilę będziemy razem. Niedługo, ale razem. A potem mam w planach spędzić Walentynki w Wiedniu :) mam nadzieję, że będzie romantycznie :)
Nowy Rok się kręci... Pracy bardzo dużo, bo rozkręcamy nowy projekt. Dużo pracy, dużo nerwów, stresów. Żeby tylko rozkręcić maszynę, żeby wpaść w rytm, wprawić maszynę w ruch – dobry ruch, na dobrych torach. Wiem, że będzie ciężko, ale przecież muszę dać radę, muszę pokazać, że skoro powierzyli mi poważne zadanie to dam sobie radę. Będzie ciężko i nerwowo bo ja bardzo wybuchowa jestem :) ale staram się hamować sama siebie. Staram się podchodzić do wszystkiego racjonalnie, zadaniowo. I tak leci mi dzień za dniem, praca dom, praca dom.... Tylko że dom jest pusty. No dobra, przyznam się, że brakuje mi, że nie mam obiadku i sama muszę gotować hihihiii ale brakuje mi też, że jak się kładę spać to nie ma go obok, że nie mam się do kogo przytulić po ciężkim dniu w pracy. Ale trzeba być twardym :)

A tak z innej beczki to ostatnio sobie uświadomiłam, że jeszcze niecałe trzy miesiące i będzie 5 lat od mojej operacji. Szmat czasu... A ja pamiętam jakby to było wczoraj. Pamiętam jak pojechałam z siostrą do szpitala, jak czekałam i się denerwowałam operacją, jak jechałam na salę, jak się wybudziłam. Pamiętam to wszystko jakby to było wczoraj. 5 lat... mówią, że to ten bezpieczny czas, że jak minie 5 lat to już jestem zdrowa, już choroba nie wróci. Myślę, że ja zdrowa poczułam się jak skończyłam leczenie a może jeszcze wcześniej. Wiem, że z każdym mijającym dniem ryzyko nawrotu maleje, ale wiem że nigdy nie spadnie do zera. Teraz bardzo rzadko myślę o chorobie. Myślę o niej jak się dowiem, że u moich znajomych dzieje się coś złego, albo jak któraś z nas odejdzie. I wtedy są czarne myśli... Tak sobie myślę, że myślałaby o tym wszystkim częściej gdybym była sama. A teraz wierzę, że wszystko będzie dobrze bo przecież jest kolejna osoba dla której chcę i muszę żyć, bo mamy tyle planów, tyle rzeczy do zrobienia tyle miejsc do zwiedzenia :)
Pozdrawiam Was moi czytacze i postaram się częściej pisać :)