Zbieram
się, żeby skrobnąć coś ale trochę ciężko.
Z
jednej strony chciałabym tyle napisać a z drugiej strony to nie
bardzo wiem co. Nie chcę cały czas marudzić. Sama siebie marudnej
mam dość... Muszę znaleźć w sobie siłę na przezwyciężenia
tej chandry, niemocy....
Do
mnie idealnie pasuje: chciałabym a boję się i jeszcze leń
jestem...
Dupa
wołowa ze mnie....
A
tak przez chwilę już było fajnie, już się jakoś pozbierałam,
wydawało mi ze już jest dobrze, że już wychodzę na prostą …
Kaszlę
dalej :( rezonans przeniesiony na 13 listopada. Czyli znowu wizyta w
Krakowie. Niby fajnie bo Kraków lubię. Wcześniej pewnie
przedłużony weekend u Przyjaciółki a prosto od niej do Krakowa.
I
tak leci dzień za dniem... czasem za szybko, czasem za wolno...
Jeśli
ktoś tam nade mną czuwa to niech mi ześle coś (kogoś) co mnie
postawi na nogi i pomoże znowu w pełni cieszyć się życiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz