Łączna liczba wyświetleń

sobota, 18 lutego 2012

czasem marudą jestem

Chyba muszę sobie trochę pomarudzić. 
Jakoś mi tak nijak jest... W pracy znowu stres niestety i ciśnienie wielkie żeby kończyć robotę a ja jakoś nie mogę się w tym znaleźć.... Czasem działanie pod presją działa mobilizująco ale chyba nie tym razem. Teraz jestem że tak powiem zrezygnowana. Nie lubię czuć aż takiej odpowiedzialności i ciśnienia. Stwierdzam, że się nie nadaje na bycie "szefem". Mam chyba za słabą psyche i odporność na stres. Zresztą nigdy nie byłam odporna. Pewnie niektórzy popukają mi do głowy i powiedzą że nie jest to prawdą ale czasem mam wrażenie że się do niczego nie nadaję, że jestem do bani do kitu do niczego. Zastanawiam się jak niektórzy to robią że są tacy zaradni i potrafią się ogarnąć życiowo, że wiedzą czego chcą i dążą do celu i go osiągają. 
Ehhhh zaś jakieś smutasy i dołki mnie gonią. 
Chciałabym wiedzieć jak się stać taką osobą.... skąd czerpać siły, wiedzę i chęci... Brakuje mi w życiu jakiejś pasji, czegoś co nadawałoby sens, co pozwoliłoby mi odciągnąć myśli od głupot. Kiedyś myślałam że takim "odciągaczem" od problemów w pracy będzie rodzina ale niestety... I tutaj też jest pies pogrzebany bo to mnie boli. Wiem że z facetem źle ale bez niego jeszcze gorzej. Samotność jest straszna i często przerażająca. Ale patrząc z drugiej strony to tyle czasu jestem sama, że nie wiem czy teraz potrafiłabym z kimś zamieszkać. Oj ciężko by było. Ale myślę, że jak bym się w kimś zakochała to dalibyśmy radę.
Tak bardzo chciałabym wierzyć, że kiedyś będę miała rodzinę i będę szczęśliwa ale coraz mi trudniej. Życie płynie szybko, czas ucieka a ja jestem chyba w tym samym miejscu co kilkanaście lat temu.
Może kiedyś się to zmieni, ale wiary w to coraz mniej.
Jak zachorowałam to znalazła się we mnie taka siła że byłam w szoku. Nie podejrzewałam siebie o taką siłę, chęć walki i wole życia.... A teraz gdzieś się to albo schowało, albo ulotniło, albo wypaliło....
No nic trzeba czekać może jeszcze się odnajdzie, wróci i znowu uwierzę w siebie
Teraz idę spać może się mi przyśni coś miłego. Kolorowych snów

2 komentarze:

  1. A widzę, że nie tylko u mnie spadek formy...
    Kurcze.. Mogłabym się podpisać pod Twoimi słowami..
    Hmmm... Będzie co ma być, przestałam planować.. Pstryk - i wszystko się zmieniło. Nie planuję życia.. Nie ma sensu. I tak zrobi z nami co chce ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Stwierdzam że przy moim niezbyt mocnym charakterze planowanie to klapa, bo i tak wychodzi na opak....

    OdpowiedzUsuń