Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Wesołych Świąt... a czy były wesołe....

Święta święta i po świętach.... Życzymy wesołych spokojnych Świąt.... Ciężkie to jest bo u mnie to już drugie Święta, które nie były ani wesołe ani spokojne.
W sobotę wieczór mój spokój i wesołość poszły się paść na łąki baardzo daleko ode mnie.
Przyjechał brat z synciem swoim. I byłoby pewnie miło i spokojnie i wesoło, ale … Właśnie zawsze jest jakieś ale.... Brat ma kłopoty osobiste (z drugiej strony kto nie ma kłopotów) i cały problem tkwi w tym, że czasem mam wrażenie że on nie widzi tego że ktoś obok też ma problemy. A my, jego rodzina też mamy swoje kłopoty, problemy, zmartwienia. Osobiście jestem już zmęczona słuchaniem tylko o tym jaki on jest nieszczęśliwy.... Co z tego, że mam pracę (która mnie ostatnio wykańcza psychicznie, ale mam nadzieję, że z nowym projektem wstąpią we mnie nowe siły), że mam mieszkanie, którego spłata mnie wykańcza zdecydowanie bardziej niż praca. No bo przecież z pracą jest różnie dziś jest, jutro może jej nie być (tfu tfu tfu...). Mieszkanie, no fajnie że jest bo mam dach nad głową, ale przecież muszę płacić ciężkie pieniądze żeby było moje i nie stać mnie na wykończenia i remont. Ale przecież na stare lata to mieszkanie się mną nie zaopiekuje, i ani teraz ani później nie będzie mnie kochać. No i jest najgorsza rzecz, no bo przecież nie jest powiedziane, że za rok jeszcze będę tu. Ja wiem, że to czarnowidztwo z mojej strony. Ale przecież moja śmierć jest bardziej prawdopodobna niż śmierć osoby która nie chorowała na raka. Wiem wiem że kogoś może potrącić samochód, upaść niefortunnie i się zabić.... Ale mimo wszystko bardziej realny jest przerzut u mnie niż takie właśnie wypadki. Nie myślcie, że chcę jak najszybciej się zawinąć z tego świata, bo nie chcę (pomimo tego, że ostatnio ciężko mi to życie idzie). Takie czarnowidztwo uprawiam w chwili słabości no i mam nadzieję, że z nastaniem wiosny, słońca, kolorów za oknem te myśli znikną.
No i właśnie w sobotę coś we mnie pękło... uryczałam się jak bóbr do entej potęgi, wykrzyczałam się przeokropnie.
No i w niedzielę na śniadaniu atmosfera była nie fajna (podobnie zresztą jak w Wigilię). Dziś jest już lepiej się uspokoiłam. No ale przecież kolorowo być nie może, bo za nudno byłoby. Od 8 rano moja mamcia była na SOR-ze. Mamcia ma migotania i trzepotania chyba przedsionków. Nie mogli umiarowić jej serducha. W końcu się udało i o 16.30 w końcu wypuścili ją do domu (choć wizja zostania w szpitalu była bliska ale niekoniecznie mila). No i cały dzień się denerwowałam..... Wiem ze nie pomogłam mamci tą sobotnią awanturą z bratem :((((
No nic zobaczymy co ma być... mam nadzieję, że tylko lepiej....

A teraz z innej beczki.... Wczoraj czyli 8 kwietnia minęły 4 lata od mojej operacji pozbycia się dziadostwa. 4 lata.... z jednej strony kawał czasu a z drugiej to tak krótko......
Pamiętam jak jeszcze byłam przed operacją i słyszałam czy czytałam, że któraś z dziewczyn jest już 4 lata po to było wielkie ŁAŁ..... a teraz jak sama mam te 4 lata to jakoś tak bez rewelacji chyba... Nie żebym się nie cieszyła, bo się cieszę i chciałabym jeszcze długo obchodzić takie rocznice z dobrym zdrówkiem. Ale czy będzie mi to dane??? (no właśnie i znowu mój pesymizm) Muszę w końcu odnaleźć ten mój zagubiony optymizm, tą moją radość...... Może z nadejściem wiosny i skończeniem tego projektu się odnajdzie??? Liczę na to baaaardzo!!!!!!!!!!!!
Buziaki dla Was moi czytacze!!!!!! 

4 komentarze:

  1. Ja widzę, że Ci potrzebny wielki mega optymistyczny kop i przytulas wielki! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. oj tak oj tak nie pogardzę :)
    po raz kolejny zaczynam widzieć światełko w tunelu i mam nadzieję, że znowu nikt mi go nie zgasi.....

    OdpowiedzUsuń
  3. Czarnowidztwo jakieś Cię dopadło, statystyki jakieś przywołujesz pokręcone. gdzie jest napisane, że masz większe szanse umrzeć, bo chorowałaś? Każdy ma takie same, chyba, ze uprawiają sporty ekstremalne lub mają ryzykowny zawód (gangster na przykład). Każdy ma jednakowe szanse na oberwanie cegłówką lub rozjechanie przez tira (nawet jak siedzi w domu). Magda, może w ramach terapii poczytaj sobie jakąś książkę budującą. Polecam 'Tam gdzie spadają anioły' Terakowskiej. Właśnie skończyłam! I jestem pod wrazeniem!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dorotko chyba uprawiam niestety. Ostatnio dzieje się to częściej niż wcześniej, ale mam nadzieję że się będzie ograniczać i zmniejszać (znaczy czarnowidztwo)
    A co do czytania to jak wydobędę gdzieś tą książkę to spróbuję poczytać (z tym u mnie od czasu operacji też kiepsko)

    OdpowiedzUsuń