No
trochę zaniedbałam pisanie....
Popatrzyłam
kiedy pisałam ostatni raz... dawno. Prawie dwa miesiące. Przez ten
czas trochę się działo.
Święta
na szczęście spędziliśmy razem, razem też przywitaliśmy Nowy
Rok. Co prawda moja połówka przyjechała przed samymi Świętami,
ale przyjechał. Cieszyłam się bardzo, zresztą przypuszczam, ze
nie tylko ja :)
Święta
były miłe i przyjemne no bo jak inaczej. Choć i zgrzyty były, no
bo przecież takie jest życie prawda? No bo nie zawsze będzie
kolorowo i cukierkowo. Ale to chyba dobrze, bo byłoby nudno. Choć
nie powiem niektórych spięć wolałabym uniknąć. Życie jest
takie, ze nie da się cały czas w 100% zadowalać drugiej osoby i
pozostać w zgodzie z samym sobą.
Sylwester
też był był bardzo miły i przyjemny bo spędzony w gronie
przyjaciół. Kilka dni spędzonych w Tarnobrzegu naładowało,
rozluźniło i rozweseliło. Spacerki we dwoje a czasem i w
sześcioro... Miła atmosferka i radość dzieciaków... Szkoda, że
nie widujemy się częściej, ale przecież cieszę się, że i tak
się spotykam z przyjaciółką a nie tylko telefon czy skype.
Teraz
znowu czekam na przyjazd połówki. Już niedługo, jeszcze kilka
dni. I znowu przez chwilę będziemy razem. Niedługo, ale razem. A
potem mam w planach spędzić Walentynki w Wiedniu :) mam nadzieję,
że będzie romantycznie :)
Nowy
Rok się kręci... Pracy bardzo dużo, bo rozkręcamy nowy projekt.
Dużo pracy, dużo nerwów, stresów. Żeby tylko rozkręcić
maszynę, żeby wpaść w rytm, wprawić maszynę w ruch – dobry
ruch, na dobrych torach. Wiem, że będzie ciężko, ale przecież
muszę dać radę, muszę pokazać, że skoro powierzyli mi poważne
zadanie to dam sobie radę. Będzie ciężko i nerwowo bo ja bardzo
wybuchowa jestem :) ale staram się hamować sama siebie. Staram się
podchodzić do wszystkiego racjonalnie, zadaniowo. I tak leci mi
dzień za dniem, praca dom, praca dom.... Tylko że dom jest pusty.
No dobra, przyznam się, że brakuje mi, że nie mam obiadku i sama
muszę gotować hihihiii ale brakuje mi też, że jak się kładę
spać to nie ma go obok, że nie mam się do kogo przytulić po
ciężkim dniu w pracy. Ale trzeba być twardym :)
A
tak z innej beczki to ostatnio sobie uświadomiłam, że jeszcze
niecałe trzy miesiące i będzie 5 lat od mojej operacji. Szmat
czasu... A ja pamiętam jakby to było wczoraj. Pamiętam jak
pojechałam z siostrą do szpitala, jak czekałam i się denerwowałam
operacją, jak jechałam na salę, jak się wybudziłam. Pamiętam to
wszystko jakby to było wczoraj. 5 lat... mówią, że to ten
bezpieczny czas, że jak minie 5 lat to już jestem zdrowa, już
choroba nie wróci. Myślę, że ja zdrowa poczułam się jak
skończyłam leczenie a może jeszcze wcześniej. Wiem, że z każdym
mijającym dniem ryzyko nawrotu maleje, ale wiem że nigdy nie
spadnie do zera. Teraz bardzo rzadko myślę o chorobie. Myślę o
niej jak się dowiem, że u moich znajomych dzieje się coś złego,
albo jak któraś z nas odejdzie. I wtedy są czarne myśli... Tak
sobie myślę, że myślałaby o tym wszystkim częściej gdybym była
sama. A teraz wierzę, że wszystko będzie dobrze bo przecież jest
kolejna osoba dla której chcę i muszę żyć, bo mamy tyle planów,
tyle rzeczy do zrobienia tyle miejsc do zwiedzenia :)
Pozdrawiam
Was moi czytacze i postaram się częściej pisać :)